Konserwatyzm niemiecki po 1945 (cz. IV)

Porachunki z rozrachunkiem z przeszłością

Wszystkie trzy próby miały ten sam cel, jeśli nawet nie wszyscy uczestnicy byli tego świadomi: chciano odzyskać ów konserwatywny stan świadomości, który osiągnięto po momencie zwrotnym i którego pozbyto się w panice 1945 roku. Ale przedtem wzniesiono barierę rozrachunku z przeszłością, próbując przy tym wmówić konserwatystom, że niegdysiejsze przekroczenie punktu zwrotnego było frywolnym, historycznie bynajmniej niekoniecznym występkiem, który w decydujący sposób przyczynił się do katastrofy. Aby wydostać się na wolność, konserwatyści musieli odrzucić te uproszczenia. Stąd też pierwszą próbą, o której należy wspomnieć, była ciągnąca się przez lata kampania pojedynczych konserwatystów przeciwko wypaczeniom niewłaściwie zainicjowanego rozrachunku z przeszłością. I nieprzypadkowo pierwsze kroki w tym kierunku podejmowane były przez ludzi, których osobiste losy spowodowały, że nie podlegali oni bezpośredniemu naciskowi reedukacji.

Pierwszym przedsięwzięciem była książka napisana w neutralnej Szwajcarii, moja bazylejska dysertacja 'Rewolucja konserwatywna w Niemczech 1918-1932′, która przypominała, jaki stan świadomości osiągnęli niemieccy konserwatyści przed Hitlerem. Jej ukazanie się w Stuttgarcie jesienią roku 1949 wywołało niepokój, i to właśnie wśród powojennych konserwatystów. Kolejnej akcji dokonał człowiek, który jako powracający z emigracji niemiecki Żyd cieszył się wówczas jeszcze pełną swobodą; było to słynne dzieło 'Honor Prus’ Hansa-Joachima Schöpsa, które ukazało się również w wydawnictwie Friedricha Vorwerka w Stuttgarcie w 1951 roku. W dziele tym nie tylko po raz pierwszy skruszono kopie w obronie zupełnie zdyskredytowanych Prus; nawiązując do przeciwników Bismarcka, braci Gerlachów, Schoeps wydobył na światło dzienne konserwatyzm będący skrajnym przeciwieństwem nie tyle samego Burke’a, co jego symplifikujących i nastawionych wrogo do teorii epigonów. Trzeci cios zadał kilka lat później Austriak Kurt Ziesel, który w 1958 roku książką ’Utracone sumienie’ rozpoczął równie szaleńczą, co odważną kampanię przeciw obłudzie licznych ekspertów od rozrachunku z przeszłością. Ziesel jako pierwszy wykazał w sposób usystematyzowany, że wypaczające przedstawienia historii, które właśnie konserwatystom tak bardzo przysparzały kłopotu, były w dużej części maskującymi manewrami wcześniejszych wyznawców Hitlera, którzy w ten sposób chcieli odwrócić uwagę od własnych grzechów. Karą za to śmiałe wystąpienie było zepchnięcie autora przez media do 'prawicowego’ getta, w którym, po jego postępowaniu sądząc, w ogóle nie powinien się znaleźć.

Zmiana pokoleń

Znaczenie zagranicznych rzeczników niemieckiego konserwatyzmu – w innych dziedzinach należałoby jeszcze wymienić Austriaków Roberta Ingrima i Erika von Kühnelt-Leddihna oraz Amerykanina Williama S. Schlamma – osłabło jednak wraz z dochodzeniem do głosu nieobciążonego pokolenia rodzimych niemieckich autorów. To, że rozprawa z rozrachunkiem z przeszłością przeszła w ręce niemieckie, stało się jasne najpóźniej w 1965 roku, kiedy ukazała się książka ’Charakterwäsche’ (Pranie charakteru) Caspara v. Schrenck-Notzinga, która pomimo całkowitego przemilczenia jej przez prasę stała się bestsellerem. Jednak i to dzieło naświetlające przeprowadzoną pod amerykańską flagą reedukację Niemców powstało jeszcze w wyjątkowych warunkach – jego autor wywodził się ze znanej rodziny związanej ze szlacheckim ruchem oporu antyhitlerowskiego.

Dlatego biologiczna niejako śmierć rozrachunku z przeszłością, przynajmniej wśród konserwatystów, nastąpiła nieco później. Około końca lat sześćdziesiątych w publicystyce konserwatywnej zwróciły na siebie uwagę młode siły, najwyraźniej zupełnie pozbawione ostrożnej i skorej do skruchy kazuistyki starszych. Najbardziej rzucające się w oczy przykłady to wydana w 1968 roku zapalczywa odezwa ’Atomsperrvertrag. Die Supermächte verteilen die Welt’ (Traktat antyatomowy. Supermocarstwa dzielą świat) przedwcześnie zmarłego Marcela Heppa, a następnie pierwszy tomik z serii ’Junge Kritik’ wydany w 1970 roku przez Hartwiga Singera i innych, którą to serią zaprezentowała się 'młoda prawica’ (przedkładano tam pojęcie 'prawicowy’ nad pojęcie 'konserwatywny’, pod którym wyobrażano sobie tylko konserwatyzm pokory lub konserwatyzm 'ogrodników’). Pisma te łączy ze sobą coś, co wśród starszych można znaleźć najwyżej u autorów takich, jak Johannes F. Barnick (Deutschlands Schuld am Frieden, 1965) lub Hans-Dietrich Sander, którzy nawet w kręgu konserwatystów są samotnikami; jest to naturalne przenikanie się impulsów konserwatywnych i narodowych, jak gdyby nigdy nie było traumatycznych przeżyć z 1945 roku.

Pokusa gaullizmu

Druga próba przekształcenia powojennego konserwatyzmu niemieckiego miała swe źródło we Francji. Mowa o fali gaullizmu, która przedostała się stamtąd w pierwszej połowie lat 60., wywołując niepokój konserwatystów niemieckich (i częściowo różniąc ich między sobą). Stosunek większości z nich do de Gaulle’a był dość ambiwalentny. Wielkość historyczna tego człowieka wywierała na nich wrażenie, z czasów zimnej wojny przylgnęła do niego sława zdecydowanego przeciwnika komunistów, ale to, co spotkało Niemców w traktacie elizejskim, wprawiło większość konserwatystów niemieckich w konsternację. Czyżby de Gaulle zrezygnował w międzyczasie ze swojego antykomunizmu?

Oczywiście ze swojego antykomunizmu de Gaulle nie zrezygnował. Ale pojął, co zmieniło się w polityce światowej wraz z konferencją w Bandungu w kwietniu 1955 roku, tzn. wraz z usamodzielnianiem się 'Trzeciego Świata’. Oderwanie się Pekinu od Moskwy sprawiło, że przestał istnieć ten tak przejrzysty podział świata na część komunistyczną i niekomunistyczną, w którym opcja ideologiczna (wewnątrzpolityczna) idealnie pokrywała się z opcją polityki zagranicznej. Odkąd zaistniały dwa różne komunizmy, antykomunistą można było być już tylko w polityce wewnętrznej; w polityce zagranicznej należało sprzymierzyć się z komunizmem mniej groźnym (czytaj bardziej oddalonym) przeciwko komunizmowi bliższemu, a przez to bardziej niebezpiecznemu. Od kiedy naprzeciw siebie nie stały już dwa samotne monolityczne bloki, lecz gra światowej polityki ponownie stała się skomplikowana, 'pluralistyczna’, jako Europejczyk należało się z tym liczyć, że dla Moskwy i Waszyngtonu przynajmniej miejscami może stać się ważniejsze bezpośrednie porozumienie między sobą niż wzgląd na średnie i mniejsze mocarstwa. Z tych to powodów również gaullizm wszedł rezolutnie na drogę rozwoju oddalającego go od partii światopoglądowej, jaką był podczas zimnej wojny (1947-1955) w formie RPF (Rassemblement du Peuple Français).

Konserwatyści niemieccy uczepili się natomiast sztywnego gorsetu partii światopoglądowej, do którego po prostu byli już przyzwyczajeni. Z dwóch polityków, którzy uchodzili jednocześnie za konserwatywnych i 'gaullistowskich’, baron Guttenberg nie pojął nigdy owego gaullistowskiego zwrotu myślowego; zrozumiał go wprawdzie dysponujący świetnym instynktem Franz Josef Strauß, ale dozował go ostrożnie w poszczególnych przemówieniach. Przed wizytą Nixona w Pekinie nie udał się tam żaden niemiecki polityk, pomimo licznych awansów strony chińskiej, a gdy po Nixonie w końcu któryś pojechał, to był to Schroeder, zagorzały wróg gaullizmu. W samym obozie konserwatywnym nie działo się inaczej. Szczególnie starsi konserwatyści wzbraniali się uporczywie przed przyjęciem do wiadomości, że amerykański orzeł odsunął swe opiekuńcze skrzydło i że od tej chwili trzeba się przyzwyczaić do niepewności stanu równie wolnego, co chaotycznego. Także wtedy, gdy USA wspólnie ze Związkiem Radzieckim poprzez swoich lobbystów z Niemiec Federalnych wymusiły podpisanie traktatów wschodnich, nadal obstawano przy schemacie ze złą Moskwą, Paryżem, który trzeba bacznie obserwować, i wiernym pomocnikiem – Waszyngtonem.

W tych okolicznościach literatura gaullistowska mogła rozwijać się wewnątrz publicystyki konserwatywnej tylko w formie akcji partyzanckich, oddziałując raczej na młodszych konserwatystów. Była ona tworzona głównie przez autorów, którzy część swego życia spędzili we Francji i tam nauczyli się 'polityki’ (nie 'politologii’). Są to przede wszystkim dwie publikacje z roku 1965: moja książka ’Was die Deutschen fürchten’ (Czego obawiają się Niemcy), a następnie dzieło ograniczające się do zagadnień militarnych 'Escalation oder eigene atomare Verfügung’ (Eskalacja albo własny arsenał atomowy) napisane przez ’Johannesa Leonardo’, za którym to pseudonimem kryje się baron Elimar v. Fürstenberg, wydawca jedynego gaullistowskiego organu prasowego w Republice Federalnej (’Politische Korrespondenz’, Bonn, 1963-1965). To, co poza tym chciało uchodzić w obozie konserwatywnym za wypowiedzi 'gaullistowskie’, zazwyczaj fałszywie pojmowało generała jako żołnierza zimnej wojny.