Farmazoni Piotra Wierzbickiego
Sejmik wielkopolski, na wniosek radnych Ligi Polskich Rodzin, odwołał prof. Tadeusza Cegielskiego z rady muzeum w Dobrzycy. Radni LPR mieli na względzie art. 13 Konstytucji, który zabrania działania partiom i organizacjom utajniającym swe struktury. Tadeusz Cegielski należy zaś do masonerii…
Inicjatywę radnych LPR przyjął dość nerwowo Piotr Wierzbicki, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”. Pan Wierzbicki jest bowiem bardzo wyczulony na antymasońskie obsesje, tak jakby za wszelką cenę chciał komuś udowodnić swą pryncypialną czujność. Wprawdzie martyrologię masona Cegielskiego wzięli już na warsztat dziennikarze z „Trybuny” (drzewiej: „Trybuny Ludu”) oraz tygodnika „Wprost”, redaktor Wierzbicki zdecydował jednak poszerzyć nieco ów volksfront. Osobiście chwycił za polemiczne pióro, by odpór, dany rodzimej reakcji, zyskał na skuteczności i splendorze. W swym artykule („Gazeta Polska” z 3 listopada 2004), utrzymanym w stylu szyderczego pamfletu, niby to mimochodem, przywołał w sukurs profesorowi Cegielskiemu mnóstwo sławnych wolnomularzy, od koryfeuszy kultury i sztuki (m.in. Mozart, Goethe, Fredro, Doyle, Kipling), przez twórcę motoryzacji masowej Henryego Forda, aż po licznych polityków, na których pamięć nastaje niecna LPR, „zamiast wystawiać laurki”. Dziś odwołali Cegielskiego, jutro zabronią nam jeździć fordami, albo słuchać muzyki Mozarta – ironizuje „Gazeta Polska”.
Mam wszakże niejakie wątpliwości, czy osoby najbardziej zainteresowane opublikowaniem tej apologetyki – to znaczy wolnomularze, wśród nich prof. Cegielski – czy rzeczywiście okażą redaktorowi Wierzbickiemu swoją wdzięczność…?
Ford
Czy profesora Cegielskiego uradowało zestawienie jego nazwiska z masonem Henrym Fordem? Nikt nie zaprzeczy, Ford produkował znakomite samochody. Jego poglądy nie przynoszą jednak chluby ani wolnomularstwu, ani lansującej go dziś „Gazecie Polskiej”. Otóż Ford sympatyzował z pewnym, wielce charyzmatycznym politykiem niemieckim, propagatorem dość specyficznej wizji „Zjednoczonej Europy”, niejakim Adolfem Hitlerem (tam, do kata! Chyba nie tu bije źródło prounijnego afektu redaktora Piotra Wierzbickiego?). Ford finansował Hitlera już w 1922 r. Szesnaście lat później amerykański magnat automobilowy, jako pierwszy cudzoziemiec, dostąpił zaszczytu odznaczenia niemieckim Orderem Wielkiego Orła. Wszak jego zasługi w zmotoryzowaniu oddziałów Wehrmachtu były niepodważalne…
Naczelny „Gazety Polskiej” łatwo może sobie sprawdzić, co wypisywał Ford w tamtym czasie, bowiem dzieło jego idola – „Międzynarodowy Żyd” – do dziś uznawane jest w pewnych kręgach (na ogół zbliżonych do pogrobowców Europejczyka Adolfa) za żelazną klasykę, obok przesławnych „Protokołów Mędrców w Syjonu” i „Mein Kampf”!
Masoni-twórcy
Pomysł mieszania artystów, myślicieli i naukowców do dysput o politycznej aktywności wolnomularstwa wypada uznać za poroniony. No bo jakże? Zbrodnie masona Marata we Francji, zbrodnie masona Garibaldiego w Ameryce Południowej, w Królestwie Obojga Sycylii i w Państwie Kościelnym, zbrodnie masona Costy w Portugalii, zbrodnie masonów Callesa i Obregona w Meksyku – mają być tematem tabu, tylko dlatego, że do masonerii należeli również Goethe i Mozart?
Zaś inicjatywę współtwórców włoskiego faszyzmu – masonów Agnolettiego, Balby, Bottaiego, Ciano, Rossiego, Rossoniego, Staracego, oraz kolaborację z hitleryzmem masona Schachta, i jeszcze kolaborację z komunizmem masona Allende, takoż antykościelne dyrdymały stalinowskiego propagandysty Nowickiego, dziś mistrza Wielkiego Wschodu – wszystko to mamy obowiązek przemilczeć, bo mason Fredro przejawiał zdolności rymotwórcze?
Argumentacja naczelnego „Gazety Polskiej” niesie za sobą poważne następstwa. Obawiam się, że gdy ktoś przypomni teraz zbrodnie komunizmu, redaktor Wierzbicki, chcąc być konsekwentnym, będzie musiał dać zaraz czarnosecińcowi przykładny odpór – bo komunistami (bądź sługusami komunistów) były tak nietuzinkowe postaci, jak: Szymborska, Kołakowski, Lem…
Tacy Czerwoni Khmerowie piekłoszczyka Pol Pota mogą obecnie liczyć na względy. Wprawdzie wymordowali czwartą część ludności Kambodży – ale przecie hołubili ich tytani intelektu, jak Chomsky czy Sartre…
Na zarzut obskurantyzmu ze strony redakcji „Gazety Polskiej”, narazi się również każdy, kto napomknie o masakrach, dokonanych przez hitlerowców. Czyż NSDAP nie wspierały wybitne talenty – Robert Brasillach, Ezra Pound, Leni Riefenstahl…? Filozof Martin Heidegger…? Takoż genialny naukowiec, ojciec podboju kosmosu, Werner von Braun…?
Masoni-politycy
Redaktor Wierzbicki odważnie (narażając się na zarzut propagowania „spiskowej teorii dziejów”) przypomniał garść nazwisk masonów-polityków, którzy odegrali w historii rolę niebagatelną (a mimo tego niewdzięczni prostakowie z LPR nie spieszą do nich z laurkami). Wymienił m.in. prezydentów Stanów Zjednoczonych: Roosevelta, Trumana, Johnsona, Forda; premiera Wielkiej Brytanii Churchilla; również Polaków: księcia Józefa Poniatowskiego, generałów Jana Henryka Dąbrowskiego i Wieniawę-Długoszowskiego.
Cóż… Geniusz polityczny Winstona Churchilla i Franklina Delano Roosevelta, ujawniony na konferencjach w Teheranie i w Jałcie, my – Polacy – będziemy pamiętali długo… F. D. Rooseveltowi wiele „zawdzięczają” też Meksykanie – przecież, gdy mason Plutarcho Calles wyrzynał u nich katolików, Roosevelt zapewniał mu wsparcie, torpedując inicjatywy w Kongresie, zmierzające do wyjaśnienia doniesień o prześladowaniach religijnych w najbliższym sąsiedztwie Stanów Zjednoczonych.
Roosevelta niewątpliwie zachowa w pamięci również naród Nikaragui, gdzie prezydentem został, dzięki bagnetom amerykańskiej piechoty morskiej, generał Anastasio Somoza, notabene też mason. „Brat” Franklin Delano, na wieść o rzeziach w Nikaragui, zwykł mawiać o „bracie” Anastasio: „- To sk…syn – ale NASZ sk….syn!” Swoją drogą, zupełnie nie rozumiem, dlaczego redaktor Piotr Wierzbicki, w swym spisie wybitnych masonów, mógł pominąć tak światłego męża stanu, genialnego wojskowego i rzutkiego biznesmena, jak Anastasio Somoza? Panie Redaktorze – wstydź się Pan!
Z kolei prezydent-mason Harry Truman wrył się z całą pewnością w świadomość Japończyków – bo i spalił żywcem w dywanowych nalotach dobrych kilkaset tysięcy ich rodaków. W tej liczbie tysiące chrześcijan z Nagasaki, spopielonych na atomowym stosie, mimo iż chrześcijanie Nipponu byli w opozycji wobec rządzących krajem militarystów shinto (to trochę tak, jakby w ramach pomocy dla Powstania Warszawskiego, alianci zbombardowali opanowane przez powstańców dzielnice). Zaiste, kryteria wyboru tego celu były zagadkowe dla ogółu – przynajmniej dla ogółu profanów…
Prezydenta-masona Lyndona Johnsona zapamiętają mieszkańcy Wietnamu Południowego oraz walczący niegdyś po ich stronie amerykańscy kombatanci – za wprowadzenie, w trakcie II Wojny Indochińskiej, szeregu idiotycznych ograniczeń, niosących w sobie zarodek przyszłej klęski.
Prezydent-mason Gerald Ford też chyba utkwił w pamięci Wietnamczyków, takoż Laotańczyków, Khmerów i Angolańczyków, porzuconych na łaskę wroga (który łaski wcale nie okazywał). I jeszcze katolików z Timoru Wschodniego, masakrowanych przez indonezyjskich okupantów bronią dostarczoną przez Amerykanów, przy wsparciu amerykańskiej dyplomacji.
Masoni znad Wisły
Nie pomińmy Polaków: księcia Józefa Poniatowskiego, Jana Henryka Dąbrowskiego, Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Pióro drży, że podnoszę rękę na narodowe świętości. Nawet nie chodzi o to, że zaraz pan Wierzbicki zdemaskuje we mnie moskiewskiego (carskiego?) agenta, pewnie na żołdzie pogrobowców feldmarszałka hrabiego Suworowa… (Bo przecie nie agenta pruskiego, ani austriackiego – wszak to Europejczycy!).
Ale Poniatowski i Dąbrowski – to część naszej historii. Gdy czytam o Legionach Dąbrowskiego we Włoszech, to wzruszenie ściska za gardło – toż to nasi żołnierze-tułacze, zakochani w polskości, którzy chcieli „z ziemi włoskiej do Polski” nieść wolność, pod rozkazami „boga wojny” Bonapartego. A armia Księstwa Warszawskiego, gdzie ministrem wojny był książę Pepi-Poniatowski, to przecie wojsko naszej wskrzeszonej Ojczyzny.
Tylko, gwoli uczciwości, proponuję też spojrzeć na Legiony oczami obywatela łupionej Wenecji… Oczami papieża Piusa VI… Oczami księży zakłutych bagnetami w Terracinie… Oczami Murzyna z San Domingo… A na żołnierzy Księstwa Warszawskiego – oczami mieszkańców iberyjskiej wiosek, wyciętych w pień przez „los infernos picadores” z pułku Konopki… Oczami zakonnic z Saragossy, z klasztoru przy bramie Carmen, gwałconych przez żołnierzy 2. pułku Legii Nadwiślańskiej… Zakonników, rozstrzeliwanych w ramach walki z „katolickim zabobonem”. Oczami udręczonych ludzi – wszędzie tam, gdzie polskie „armatnie mięso” wysyłała gromada łajdaków z Paryża.
Generał Wieniawa-Długoszowski zapisał ładną kartę w Legionach Piłsudskiego, jako ułan Beliny-Prażmowskiego, potem zaś w wojnie z bolszewikami. Do masonerii wstąpił dopiero w 1919 r. Siedem lat później uczestniczył w organizacji zbrodniczego zamachu stanu, w następstwie którego poległo w bratobójczych walkach 379 Polaków, a legalne władze Rzeczypospolitej zostały obalone. Chciałbym się upewnić, za którą część życiorysu pan Wierzbicki zamierza wystawić masonowi Wieniawie „laurkę” – czy za epizod kawaleryjski (gdy jeszcze masonem nie był)? Czy może jednak za udział w krwawym rokoszu?
Masońska więź?
Wyznać muszę, że miałem poważne wątpliwości, gdy wielkopolscy radni odwoływali ze stanowiska profesora Cegielskiego. Bo choć znane mi były z historii przypadki zaangażowania masonów w czyny odrażające i krwawe – co jednak, na zdrowy rozum, łączyć mogło z takimi osobnikami spokojnego naukowca, kustosza muzeum w Dobrzycy?
Dopiero redaktor naczelny „Gazety Polskiej” uprzytomnił mi, w jak wielkim żyłem błędzie – kiedy ukazał przejrzyście wszystkim swym czytelnikom nierozerwalną, masońską więź, spajającą (jego zdaniem) byłego dobrzyckiego kustosza z prohitlerowskim potentatem motoryzacji, z jałtańskimi współgrabarzami Polski, z atomowym katem Nagasaki…
Pozostaje dla mnie zagadką – dlaczego naczelny „Gazety Polskiej” wybrał takie właśnie indywidua, jako reprezentatywne dla ogółu wolnomularzy? Oczyma wyobraźni widzę wszakże osłupiałe miny masońskich „braci”, w tym i profesora Cegielskiego, pogrążonych w lekturze apologetyki szefa „Gazeta Polska”-a.
– O, chroń nas, Wielki Budowniczy Wszechświata, przed takimi przyjaciółmi! Z wrogami sami sobie poradzimy – biadolą pewnikiem „farmazoni”…
