Categories Historie

Czerwoni Khmerowie + Pol Pot

Brat Numer Jeden

Nie wierzyli ani w religię, ani w tradycję, słuchali jedynie rozkazów Czerwonych Khmerów. Dlatego zabijali własnych rodaków, nawet niemowlęta, jakby tłukli komary.”
Dith Pran, uchodźca z Demokratycznej Kampuczy

Komunizm rozwijał się w Kambodży jak rak. Najpierw, niepostrzeżenie dla niewtajemniczonych, kraj oplotła sieć tajnych komórek. Przygotowywano ludzi i broń. Agitatorzy sączyli w uszy słuchaczy propagandową truciznę. Czekano na sygnał. Miał go dać, nikomu nie znany, przebywający w nieustalonym miejscu globu, Brat Numer Jeden.

* * *

Przez wiele lat świat usiłował odgadnąć, kim jest ten człowiek. Agentem sowieckiego wywiadu? Chińskich służb specjalnych? Północnego Wietnamu? Korei Północnej?

Miał wiele twarzy. Naprawdę nazywał się Saloth Sar. Nazwisko nie ma zresztą żadnego znaczenia. Gdy tylko rozpoczęła się walka, komunikat rewolucjonistów oznajmił zaraz o śmierci „bohaterskiego partyzanta Saloth Sara”. A on wciąż żył, zmieniał tylko kryjówki – w miastach, chłopskich chatach, szałasach w dżungli i w sercach coraz liczniejszych zwolenników. Umiejętnie zacierał za sobą ślady. Zawsze pozostawał w cieniu. Przyczaił się, jak głodna krwi bestia, która czuje, że bliski jest już czas żeru.

Wśród towarzyszy znany był pod imieniem Pol Pot.

* * *

Brat Numer Jeden był rodowitym Khmerem, przedstawicielem największego narodu Kambodży. Ale fascynowała go historia Wielkiej Rewolucji Francuskiej, i postać wodza jakobinów Robespierre’a.

Saloth Sar alias Pol Pot odebrał staranne wykształcenie. Kiedyś, wraz z przyszłymi towarzyszami walki, udał się do Francji, studiować na renomowanych uniwersytetach. Gromadnie zasilili szeregi tamtejszej partii komunistycznej. Z wypiekami na twarzy słuchali natchnionych wykładów lewicowych intelektualistów.

Komunizm, zwłaszcza jego maoistowski, radykalny model – tak, oczywiście! Ale przecież największa, najbardziej brzemienna w skutki, najbardziej podziwiana była francuska rewolta sprzed dwóch wieków. Robespierre i jego jakobini, depczący porządek ówczesnego świata, całą cywilizację, całą dotychczasową historię… Nowa Era – dzieje liczone od 1792 r., od  Roku Zerowego, momentu obalenia monarchii Burbonów… Marzenie każdego rewolucjonisty – dać początek Nowej Erze…

Zobacz też:  Dekolonizacja, czyli operacja "Czerwony Smok" w 40. rocznicę odsieczy Stanleyville

* * *

Kwiecień 1967 r. Pierwszy zryw Czerwonych Khmerów – kambodżańskich jakobinów Pol Pota. Miejscowość Samlaut, próba powstania. Zupełne fiasko. Nic porównywalnego z Rewolucją Francuską, czy choćby z Komuną Paryską. Ot, parę tuzinów trupów – nic wielkiego. Jeszcze nie…

* * *

17 kwietnia 1975 r. Do małej Kambodży zapukała wreszcie Wielka Historia. Pol Pot i jego Czerwoni Khmerzy, uzbrojeni i wyszkoleni przez komunistów północnowietnamskich i chińskich, po pięciu latach wyniszczającej wojny (trzysta dziesięć tysięcy zabitych w ośmiomilionowym kraju), pokonali ostatecznie armię rządową i przejęli władzę. Rozpoczęła się Nowa Era, Rok Zerowy. Z kambodżańskiej dżungli wychynął upiór Robespierre’a.

* * *

” Kiedy wyrywa się chwast, trzeba wyrwać wszystkie korzenie” – pouczał swych czcicieli Brat Numer Jeden. Wyrwali je. Zburzyli kościoły, meczety i buddyjskie pagody. Najzacieklej uderzyli w kambodżańskich katolików – wyrżnęli połowę z nich. Wybili 40 proc. lokalnej społeczności muzułmanów. Z 60 tysięcy buddyjskich mnichów przeżył tysiąc. Zakazano publicznych modlitw i wszelkiej działalności kulturalnej. Nie było już nawet Kambodży, z jej tysiącem lat historii. Jej miejsce zajęła Demokratyczna Kampucza. Rok Zerowy…

Trwała rzeź nauczycieli, inteligencji, nawet tych, którzy nosili okulary. Jednak Pol Pot, sam z wykształcenia pedagog, dbał pilnie o edukację najmłodszego pokolenia. Tresura, prawdziwe „pranie mózgu”, zaszczepianie miłości do Brata Numer Jeden i do Rewolucji, oraz umiejętności zabijania. W całym kraju szalały dziecięce brygady morderców.

Pol Pot powiedział nam, że każdy ma zabić pięćdziesięciu wrogów – powie później polskiemu dziennikarzowi były żołnierz takiego komanda.
–        Ilu ty zabiłeś?
–        Trzydziestu czterech.
–        Jak zabijałeś?
–        Pałką, motyką, nożem…
–        Ile miałeś wtedy lat?
–        Trzynaście…

Polpotowcy, mimo przeprowadzonej właśnie eksterminacji lekarzy, chlubili się sukcesami w zakresie opieki zdrowotnej. Istotnie, w Demokratycznej Kampuczy nie było już trędowatych, ułomnych, psychicznie chorych i inwalidów. Wymordowano ich.

Zobacz też:  Jerzy Hausner - kim był ten gagatek? Coś dla ciekawskich!

– Bez przerwy zabijali mężczyzn i kobiety na nawóz – wspominał jeden z ocalonych, student medycyny. – Grzebali ich we wspólnych grobach, wszechobecnych na polach uprawnych (…) Często, wyrywając bulwy manioku, wyciągało się z ziemi ludzką kość czołową z korzeniami wrośniętymi w oczodoły…

* * *

Nowa Era Czerwonych Khmerów trwała cztery lata. Ich rządy zmiotła wietnamska inwazja – wynik porachunków wewnątrz komunistycznego gangu. Bojówki polpotowców jeszcze przez wiele lat grasowały w dżungli.

Ilu ludzi zdołali zabić kambodżańscy jakobini? Półtora miliona? Dwa miliony? Trzy miliony trzysta tysięcy? Szacunkowo ofiarą mordów padła jedna czwarta, być może nawet jedna trzecia ludności Demokratycznej Kampuczy.

Saloth Sar, zwany Pol Potem, zwany Bratem Numer Jeden, nigdy nie został osądzony. Zmarł w jednej ze swych niezliczonych kryjówek, 15 kwietnia 1998 r.

Dziesiątki lat wcześniej, w 1931 r., Ojciec Święty Pius XI, w encyklice „Quadragesimo Anno”, ostrzegał z nadzwyczajną przenikliwością: „Komunizm (…) na wszystko się waży i przed niczym się nie cofa; a kiedy się dorwie do władzy, objawia nieprawdopodobną i straszliwą brutalność i nieludzkość. Świadczą o tym okropna pożoga i ruiny, którymi znaczy ogromne przestrzenie Europy Wschodniej i Azji…”

Andrzej Solak

Nazywam się Bogdan i jestem autorem tego bloga, który powstał z potrzeby serca i pragnienia dzielenia się wiarą. Chrześcijaństwo to dla mnie nie tylko religia, ale codzienna droga – pełna pytań, odkryć i spotkań z Bogiem. Na blogu dzielę się refleksjami, fragmentami Pisma Świętego, modlitwami, a także przemyśleniami nad tym, jak żyć Ewangelią w dzisiejszym świecie.

Z wykształcenia teolog, a z powołania – człowiek poszukujący głębi i sensu. Staram się pisać w sposób prosty, szczery i otwarty – tak, aby każdy, niezależnie od tego, na jakim etapie drogi wiary się znajduje, mógł znaleźć tu coś dla siebie.

Zapraszam Cię do wspólnej podróży – ku lepszemu zrozumieniu Boga, siebie i drugiego człowieka.