„Być rewolucjonistą to służyć wrogowi. Być liberałem to nienawidzić ojczyzny. Współczesna demokracja to orgia zdrajców.”
Fernando Pessoa
10 czerwca 1913 r. na ulicach Lizbony bomby, rzucone w tłum uczestników procesji ku czci św. Antoniego , stały się przyczyną masakry. Autorami zamachu była powiązana z rządem bojówka karbonariuszy. Władze utajniły liczbę zabitych, wśród których nie brakło kilkorga dzieci. Była to jedna z niezliczonych zbrodni, popełnionych w tym czasie przez mroczne siły portugalskiego Antykościoła…
Fakt męczeństwa katolików w XX-wiecznej Portugalii musi wywoływać zdumienie. Oto w państwie, w którym katolicyzm uznano za religię narodową, które przez szereg stuleci niosło światło Ewangelii w dalekie, zamorskie krainy – w tym państwie Kościół stanął wobec groźby całkowitego zniszczenia.
W istocie jednak od połowy XVIII w. aż do lat 20. XX wieku ogromny wpływ na życie tego kraju wywierała masoneria. Portugalskie loże wolnomularskie nie były miejscem rozrywek znudzonych dziwaków, zabawiających się tajemnymi ceremoniami – ale ośrodkami życia politycznego, w których podejmowano kluczowe decyzje. Od czasów królewskiego ministra de Pombala, „człowieka bez czci i wiary”, który w 1759 r. wypędził z kraju jezuitów, wielu uwięził, zaś świątobliwego ojca Malegridę kazał stracić w męczarniach, pozycja masonerii nieustannie wzrastała. Podminowana ideami liberalnymi, hołdująca oświeceniowym nowinkom monarchia nie była w stanie powstrzymać nadciągającego kataklizmu.
Królobójcy
W 1908 r. skrytobójczo zamordowano króla Karola I oraz następcę tronu księcia Ludwika Filipa. Zginęli też obaj zamachowcy, których zidentyfikowano jako wolnomularzy. Mocodawcy morderców zostali szybko wykryci, jednak pozwolono im ukryć się lub wyjechać za granicę. Świadczyło to dobitnie o wpływach i zasięgu konspiracji.
Dwa lata później monarchię obaliła rewolucja, przygotowana w lożach Wielkiego Wschodu, najbardziej fanatycznego odłamu wolnomularstwa. Kraj proklamowano republiką – rządząca nią Partia Demokratyczna była w istocie widzialną przybudówką masonerii. Lider demokratów – minister sprawiedliwości, później premier Afonso Costa – piastował jednocześnie godność Wielkiego Mistrza Wielkiego Wschodu. W owym czasie w Portugalii aktywnych było 148 lóż wolnomularskich, z blisko trzema tysiącami „braci”. Ich zbrojnym ramieniem był 40-tysięczny związek karbonariuszy (Carbonari).
Prześladowania
Wielki Mistrz Costa zapowiedział wykorzenienie katolicyzmu w przeciągu zaledwie dwóch pokoleń. Rozpoczęły się srogie prześladowania. Zakazano nauczania religii w szkołach, zlikwidowano wydziały teologii na uniwersytetach. Zamknięto większość seminariów duchownych. Święta kościelne przestały być dniami wolnymi od pracy – ostały się jedynie niedziele (jako „dni odpoczynku”) oraz Boże Narodzenie (przemianowane na „Święto Rodziny”). Własność kościelną zagarnęło państwo – rząd „wypożyczał” teraz księżom świątynie na czas odprawiania Mszy św. Nad „poprawnym” przebiegiem nabożeństw czuwali konfidenci ze „stowarzyszeń kultowych”. Duchowni nie mogli nosić sutann i habitów w miejscach publicznych. Wypędzano z kraju zakonników, księży i biskupów (w 1912 r. ani jeden biskup nie zajmowała już swej metropolii). Z szeregów armii usunięto kapelanów, umundurowani żołnierze mieli zakaz uczestniczenia w nabożeństwach. Zerwano stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską. Propaganda rządowa oczerniała Kościół
Krew męczenników
Narastał antykatolicki terror. Już w ciągu pierwszych trzech miesięcy po rewolucji zamordowano 15 duchownych, ponad 100 ciężko pobito. Potem było jeszcze gorzej, z roku na rok. Na ulicach szalały masońskie bojówki, mordując lub kalecząc prawdziwych i domniemanych opozycjonistów, wrzucając bomby do kościołów w trakcie nabożeństw, bezczeszcząc obiekty kultu, paląc redakcje katolickich gazet. W akty przemocy włączyli się też anarchiści, socjaliści i komuniści. Władze tolerowały ich wyczyny, jeśli tylko były skierowane przeciw katolikom.
Tylko w latach 1915-1917, za premierostwa Afonsa Costy, w maleńkiej Portugalii zamordowano 4 tys. katolików – dwukrotnie więcej, niż wyniosły straty portugalskiego wojska na froncie francuskim, w czasie I wojny światowej. Spalono wtedy ponad 100 świątyń, jeszcze więcej złupiono. Uwięziono tysiące wiernych. Pobyt za kratami groził za samo posiadanie różańca.
Uśpiony olbrzym
Portugalski katolicyzm sprawiał wrażenie uśpionego olbrzyma. Wierni byli niezorganizowani, grzeszyli biernością. Masoneria swobodnie penetrowała Kościół, co budziło ogólne zgorszenie. Jeszcze w 1834 r. w stolicy kraju, na 36 proboszczów jedynie dwóch nie należało do masonerii (innymi słowy – tylko dwóch nie było ekskomunikowanych!). „- Biskupi, napojeni zasadami gallikańskiemi, płaszczyli się przed rządem i paktowali z sektą. Duchowieństwo, źle wychowane w seminariach, ubogie i niegorliwe, pozwalało lożom rządzić bractwami i odprawiać po kościołach ceremonie masońskie, samo zaś lękało się ukazać na ulicy w sukni duchownej”- oceniał surowo polski hierarcha, bł. Józef Sebastian Pelczar. Grupki katolickiej młodzieży podejmowały wprawdzie próby zbrojnych akcji, w tym zamachu na samego Costę (postrzelony w głowę, stracił oko) – ale były to wystąpienia nielicznych desperatów.
Przebudzenie
13 maja 1917 r., w miejscowości zwanej Fatimą, Piękna Pani dała znak trójce pastuszków. Potem przyszły następne objawienia. Świadkami ostatniego, w październiku, było już 70 tys. ludzi. Od tej chwili nic już nie było takie, jak przedtem.
Już w grudniu zbrojne powstanie w Lizbonie zmiotło rządy masońskich demokratów. Nowe władze odwołały prześladowania Kościoła. Wprawdzie w następnym roku masoneria odzyskała swe wpływy, jej bojówkarze zamordowali ugodowego prezydenta Paisa, następnie zaś jęli zabijać wszelkich oponentów – jednak ziarno zostało zasiane. Katolicki olbrzym budził się z marazmu. Ostateczny cios wrogom Kościoła zadał w 1926 r. wojskowy zamach stanu, który przekazał władzę w ręce integralistów – katolickich narodowców. Ci wydobyli kraj z chaosu, a pewien nikomu nie znany profesor ekonomii, Antonio Salazar, postawił na nogi zrujnowaną gospodarkę.
Zmęczony naród odetchnął z ulgą. Po raz pierwszy od wielu lat zaświtała nadzieja. Integraliści rozpoczęli budowę Nowego Państwa. Jeden z nich pisał: „Trzeba iść jeszcze dalej i realizować cele narodowe przez rzutowanie ducha każdej Ojczyzny w świadomość jeszcze wyższą, w najwyższy ideał Cywilizacji – to znaczy Cywilizacji Chrześcijańskiej, która ukształtowała świat i która, w co wierzymy głęboko, jeszcze go zbawi.”
